GROZA GÓR
Na przełomie lat 60. i 70. śpiewało się na werandzie schroniska w Morskim Oku różne piosenki. Niekoniecznie nawet trzymając się kurczowo melodii (czego to się nie robi... padając ofiarą własnego wdzięku lub dźwięku).
Zdarzało się, że do piosenek "z nizin" dorabiano bardziej górskie teksty; Przebój "Él condor pasa" doczekał się przeróbki ("Przelatywuje kondór – patataj...") z użyciem najmodniejszego wówczas słowa:
Ach, ptaku mój, zmarznie ci łój...
bo obowiązywało: Ja łoję, ty łoisz... Czemu stoisz, czy się boisz?! Ty nie stój – ino łój!
Magia "łojenia" nie mogła się obejść bez lęków, strachów, przerażenia... ewentualnie grozy. Stąd popularna była zwłaszcza "górska" wersja "Zegarmistrza światła". Zaczynała się mniej więcej tak:
A kiedy przyjdzie także po mnie
goprowiec w swetrze purpurowym,
by mi zabełtać błękit w głowie,
to będę zimny i gotowy...
Ciekawe, że "groza gór" nie obejmowała wyłącznie rejonu Tatr ani sezonu wspinaczkowego; co niektórych delikwentów potrafiła wytropić także na nizinach a nawet... w domu. Doświadczyłem tego i ja czego efektem był tekst popełniony pod melodię "Pochodu Świętych" Tadeusza Chyły:
Okapy
Okropnie są przeraźliwe te okapy duże,
Kiedy o nich w noc pomyślę, oka już nie zmrużę.
Jakaś trwoga oraz dreszcze do rana mnie męczą...
– Nie rozumiem jak mimo to góry wciąż mnie nęcą?
Więc gdy w ścianie okap w drogę mi stanie,
Już to będzie moje niedoczekanie;
Jak nie zemrę, z miejsca, z jakiej zapaści,
Już ci zlecę pewno w przepaści...
Nawet jeśli ponad okap wyjdę cudem jakiem,
Zaraz się oberwie... albo oko wyjmę hakiem.
A gdy w górę spojrzę jeszcze drugim, zdrowym okiem,
Będzie nowy okap, co się nie da obejść bokiem;
Więc gdy w ścianie... itd.
(refren śpiewany był radośnie!... )
Czy góry były wówczas inne, bardziej groźne? Nie wiem... Były niebezpieczne. Były tajemnicze, wspaniałe... a nawet "mohutne".
Ale na pewno nie były " za....ste".
Wielu nawet nie wie, że to wulgaryzm. Niektórzy uważają, że skoro ich już to nie razi, to i innych nie powinno. Jeszcze inni "wiedzą, lecz powiedzą", jakby próbowali czegoś sobie dodać, na pokaz. Czego? Odwagi? "Przebojowości"? Przecież nie klasy, bo i bez tego wspinanie może być kapitalne, świetne... obłędne, niesamowite.
A tak przy okazji, można nie lubić mamusi własnej albo cudzej... czy jakiejś sprawy, że niby po łacinie "krzywa". Tylko, po co bluzgać?...
Nawet kiedy z wysiłku. Nawet wobec grozy gór, nawet jeśli robisz w portki... A nawet z zachwytu. W ścianie, na obozowisku, w nocy, w Austrii... Zresztą, gdziekolwiek, kiedykolwiek...
I w ostatnim tchnieniu?
Z przekleństwem na ustach?
Debiut online: 2007-02-15
Copyright © Jan Hobrzański 2007–2024 •