O JASIU
Historyjek o Jasiu jest wiele. Ale nawet jeśli znasz wszystkie, nie szkodzi... i tak Ci opowiem...
Pytają raz Jasia:
– Jasiu, czyj ty jesteś?
– A... swój.
– Jak to swój?! Każdy przecież z kogoś się rodzi, nie?... To, czyj ty jesteś?
– Mamin.
– A mama czyja?
– Tatowa.
– A tato czyj?
– Wsiowy.
– A wieś?
– Gminna.
– Wiemy, wiemy... gmina powiatowa, powiat wojewódzki? Tak?...
– Wojewódzki powiat...
– A województwo?
– ...krajowe.
– A kraj... czyj?
– ...światowy.
– A świat?
– No, świat... świat... Boży.
– No, to czyj ty, Jasiu, jesteś?
– A... swój.
Długo nie rozumiałem tej historyjki; Szwendałem się po świecie, po górach, po chmurach, po miejscach odludnych, szukałem... nie wiedzieć czego. I nic, ale to nic, nie chciało mi się poukładać, w żaden sens, choćby najskromniejszy... Bywało, szukałem też śmierci... Ale ona, wymykała mi się.
Mam przed sobą czasopismo. Artykuł, zdjęcie górskiej ściany i kilka innych; twarze, fotki jak z legitymacji. Jest i moja... Szperam w zblakłej pamięci;
Podnoszę się i rozglądam... Chłopcy patrzą jakoś dziwnie. Obmacuję kolejno wszystkie części ciała. Są na miejscu. Stłukłem biodro, boli... Odrywam wiszący na dwóch nitkach kaptur skafandra. Nie wiem co z nim zrobić. Piotrek i Bongo bladzi, milczą. Zdejmuję pożyczony kask. Jaka ulga, nawet nie jest pęknięty. Zadzieram głowę. Skalna zerwa i lina z przewieszki. Właściwie, już dwie liny. Dyndają dwa kawałki. – Który teraz idzie?! – pytam. Odwracają głowy. A przecież sprzętu nie zostawimy.
I tyle pamięć. Miałem szczęście. A tu, czytam zaskoczony, jakieś tam "cudowne ocalenia"... Jednak, pamięć podsuwa jeszcze coś; Noc po wypadku. Majaczenie. Gorączka. Sny, nie sny... Z kimś spotkanie, przy mostku, czy za mostkiem... Furtka... Furtka zamknięta?...
– Ale, jestem umówiony. Jestem umówiony. Na pewno! – Powtarzam w kółko, żeby nie zapomnieć, jakby od tego zależało życie. – Jestem umówiony!
– U-mó-wio-ny...
A rano, znowu wstaje słońce. I ja, potłuczony. W serce powraca zachłanny puls. Tyle życia! Tylko sięgnąć. Tyle zdobyczy! Tylko żyć... Czego nie próbowałem, czego się nie chwytałem... Moje serce wciąż nie było nasycone... ani spokojne. I zapomniałem, że jestem umówiony. Zapomniałem na długo. Aż do teraz.
Więc, miałem szczęście... Można je mieć... ile razy?
– I, tak, bez powodu... jakby na własność?!
– Na własność szczęścia się zachciewa? – pytam sam siebie. – I jeszcze czego?!
– A z kim, ty Jasiu, umówiony... – bo to mi Jan właśnie na chrzcie dali – i kto na ciebie wciąż, sieroto, czeka?
Debiut online: 2007-02-15
Copyright © Jan Hobrzański 2007–2024 •