PONAD
W Święto Wniebowstąpienia Pańskiego jadę na cmentarz odwiedzić grób Rodziców. Jest 28 dzień maja 2017 roku. Praży słońce, jednak szpaler strzelistych topól łagodzi panujący skwar. Szczyty drzew sięgają nieomal bezchmurnego nieba. I chyba nie tylko one. Co jakiś czas narasta tutaj szaleństwo; śpiew ptaków wiruje w uszach, wybucha i wniebowstępuje. Trawy, kwiaty, krzewy i drzewa nagrzane słońcem buchają powodzią zapachów, woni. I wszystko tu jak gdyby unosi się ku niebu. Nic dziwnego, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Tracę orientację, co się tutaj właściwie dzieje. I po chwili już nawet nie wiem, co jest zapachem, wonią, powiewem, cieniem, odcieniem barw, światła drżeniem, śpiewem...
Do tego jeszcze zaczyna kręcić mnie w nosie. Pewnie od pylących na potęgę kwiatów i traw.
Próbuję przyłączyć się
do śpiewu ptaków
który wirując przycicha
znowu wzbiera
wybucha
i szybuje
wniebowstępując
coraz to wyżej
wyżej
Osobliwy moment
dar chwili
w której naraz jawi się
sam darczyńca
On sam
Niebo zdaje się dotykać ziemi
i można wznieść się nad nią
i ponad siebie
Debiut online: 2007-02-15
Copyright © Jan Hobrzański 2007–2024 •