WĄTEK
Późne sobotnie popołudnie 21 kwietnia 2018 roku. Piękna pogoda. Słońce chyli się ku zachodowi, właśnie zaczyna zaglądać za horyzont.
Wybrało sobie na tę okoliczność sąsiedztwo ciekawego obiektu. Jest nim wieżowiec przypominający równiuteńko ułożoną wzwyż stertę nowiutkich banknotów. Jak gdyby architekt próbował zbudować z pieniędzy wieżę do nieba. Nie wiedzieć czemu ów „banknotowiec” skojarzył mi się z pomnikiem złotego cielca. Osobiście jestem sceptycznie nastawiony co do urody tego monumentu. Może po części dlatego, że w momencie ukończenia budowy w 2012 roku, prócz wiechy pojawił się na zwieńczeniu wieżowca napis: TEN ADRES ZMIENI KRAJOBRAZ… Niestety, nie pamiętam już czego. Za to przypominam sobie dokładnie, że miejsce napisu zastąpił potem obraz pary niebieskich oczu. Na koniec zaś, łypało z wieżowca już tylko jedno oko. Co za licho, pomyślałem. Jak gdyby przyglądał nam się najpierw „WIELKI BRAT”, a następnie mityczny cyklop.
Popołudnie dobiega kresu. To wyjątkowa, jakby zawieszona w czasie pora dnia. W takiej chwili, w takim momencie, być może przez usta Stwórcy przemyka lekki uśmiech. Wobec wszechogarniającej harmonii wszechświata.
No, chyba że ktoś ten doskonały obraz przesłoni.
Ale któż mógłby okazać się aż takim gapą. Czyżbym ja?
• • •
Próbuję odnaleźć harmonię świata.
Łatwo powiedzieć, tylko co zrobić by ją przywrócić? I czy to w ogóle możliwe. Tak zwyczajnie po ludzku, mocno powątpiewam. Przypomina mi się tytuł obejrzanego kiedyś dawno temu filmu: GDYBY WSZYSCY LUDZIE DOBREJ WOLI.
No tak, gdyby. Ale coś jednak stoi na przeszkodzie i tę harmonię świata nam zaburza, zakłóca. Może kłótnie?
Spróbuję pójść tym tropem. Zaglądając do dziejów biblijnych znajduję tam wątek dotyczący synów Abrahama. I sporu, który trwa od wieków. Sporu o prymat. I tak, skoro pierworodnego syna zrodziła Abrahamowi Hagar, potomkowie Izmaela uznają swoje pierwszeństwo. Z kolei potomkowie Izaaka swoje…
Ale skoro idzie o prymat, to tym samym o dominację, panowanie, władzę, posiadanie, o wieżowce pieniędzy.
• • •
Od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju powracająca myśl. Wśród wspomnianych już i tylu innych ludów świata, pośród totalitaryzmów, zamkniętych systemów i wspólnot, gdzie mam szukać miejsca dla siebie. Co to jest, że ludzie wybierają sami siebie i do czego im się tylko żywnie podoba. Wybierają jednak, bo tak im się podoba, bo chcą, bo teraz, bo zaraz…
Tymczasem: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem (…)” czytam w Ewangelii według Św. Jana (15, 16a) i dalej – do czego zostaliśmy wybrani. A nie chodzi wcale o strojenie fochów. Największym paradoksem jest, jeżeli wybrani – ale bez wzajemności. Jeśli nadal wybieramy samych siebie…
I kto tu gapowaty?
• • •
Nasunąć nam się tu może kłopotliwa refleksja, jak trudno rozumieć coś, czego zrozumieć się nie może. Weźmy dla przykładu polskość – jeżeli uznajemy ją za wspólnotę otwartą, to jednocześnie trudno by uznawały ją wspólnoty zamknięte. Jeśli już, to jako zagrożenie. O krok od wrogości a kolejny, jeszcze dalej.
Pora chyba spytać, dokąd może nas prowadzić ten bujnie rozwinięty wątek. Co przekłada się na pytanie – któż może być aż tak gapowaty, by przesłaniać sobą harmonię świata?
Coś mi się zdaje, że kwalifikuje się tu sprawca równie dobrze pojedynczy, jak i mnogi: etniczny, plemienny, ideologiczny, grupowy lub całkiem indywidualny. Spróbujmy pokrótce przybliżyć sobie jego rysopis:
Nie zna innych spraw, prócz własnych. Innych ludzi, prócz swoich oraz jedynie takiego języka narracji. Innych znać nie chce, bo i po co.
Ma krótkie imię. Na trzy litery?
Niekoniecznie zaraz - Jan…
Pierwsza – e?
Debiut online: 2007-02-15
Copyright © Jan Hobrzański 2007–2024 •